„Jedni drugich brzemiona noście” czyli posługiwanie modlitwą we wspólnocie
- Agnieszka Zbojna
- 2 kwi
- 4 minut(y) czytania

Wyobraźmy sobie, że wspólnota, do której należymy, jest naszą rodziną, a koleżanki i koledzy to siostry i bracia. Więzy, którymi jesteśmy połączeni, nie są co prawda więzami krwi, ale są równie wyjątkowe – pochodzą bowiem od Ducha Świętego. Fakt połączenia tych a nie innych ludzi w jedną grupę, nie ma w sobie nic z przypadku, wprost przeciwnie – Bóg miał w tym jakiś plan. „Wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem. Ciało bowiem to nie jeden członek, lecz liczne członki” (Ef 12, 13-14). „Wy przeto jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami” (Ef 12, 27). Zgadzając się na trwanie w danej wspólnocie, zgadzamy się na obecność danych ludzi w naszym życiu, a więc również sami ich wybieramy, każdego dnia od nowa, i akceptujemy fakt, że osoby te są nam zarówno dane, jak i zadane.
Bóg zaprasza nas do przebywania ze sobą, wzajemnego poznawania się i bycia dla siebie podporą. Owocem działania Ducha jest przecież również przyjaźń, radość, pokój, zgoda, jedność oraz czynienie dobrych uczynków. Po tym także możemy poznać, że wspólnota jest prowadzona przez Ducha Świętego. Dlatego, jak w każdej rodzinie, gdzie panują zdrowe relacje, tak i w tym przypadku, spędzamy ze sobą czas. Oczywiście modlimy się wspólnie, ale również świętujemy wspólnie oraz spotykamy się „prywatnie” w mniejszej i większej liczbie, dzielimy naszymi radościami, kłopotami, trudnościami. A skoro stanowimy jedno ciało – Chrystusa – i jesteśmy Jego członkami, gdy więc cierpi choćby jeden najmniejszy członek, cierpimy wszyscy.
Niejednokrotnie jeden człowiek może w prosty sposób pomóc drugiemu, dzieląc się swoimi talentami, tymi, które ma od dawna i są dla niego czymś oczywistym. Sama wiele razy korzystałam z pomocy osób ze wspólnoty – prosiłam np. o wywiercenie dziury w ścianie czy nareperowanie roweru. Również i ja pomagałam: pisałam pisma do urzędów, służyłam radą albo ramieniem do wypłakania się. I dobrze, tak właśnie powinno być! „A zatem, dopóki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim, a zwłaszcza naszym braciom w wierze” (Ga 6, 10). „Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni!” (Ef 4, 32).
Jednak niezależnie od naszych wszelkich działań, chlebem powszednim, który niejako powinniśmy, lub – być może należałoby powiedzieć – chcielibyśmy, mieć we krwi, jest modlitwa jednych za drugich.
Życie zmienia się dynamicznie. Przed nami pojawiają się często niespodziewane decyzje i wyzwania. Wiele rzeczy nie zależy od nas i na wiele spraw nie mamy wpływu. Codzienność potrafi przygnieść do ziemi tak bardzo, że przeżywamy momenty zagubienia, zwątpienia i chwile braku zaufania do Boga. Jednocześnie, jako trwający przy Chrystusie, jesteśmy szczególnie mocno narażeni na ataki szatana. Walka i trwanie mimo przeciwności tego świata, to codzienność każdego z nas. Modlitwa za siostry i braci ze wspólnoty, którzy przecież są dla nas ważni i bliscy oraz – jak napisałam wyżej – dani i zadani – umacnia ich, przywraca siły i pomaga osiągnąć zwycięstwo w tej walce. Nie sposób tutaj opisać, ile dobra przynosi, ponieważ często pozostaje niezauważona, jak cichy bohater. Gdy modlimy się jedni za drugich, Duch Święty niepostrzeżenie „zbiera” zupełnie odrębne jednostki i zamienia je w prawdziwą wspólnotę; rodzi w jej członkach miłość, buduje relacje, jedność oraz wzbudza uczucie wzajemnej odpowiedzialności. Otwieramy się na siebie nawzajem i zaczynamy patrzeć oczami Chrystusa.
Modlitwę taką możemy traktować również jako odpowiedź na Chrystusowe wezwanie do służby, do której Zbawiciel zachęcał nas całym swoim życiem: „Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz żeby służyć” (Mk 10, 45), a w innym miejscu: „Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą” (Mt 20, 26).
Gdy każdy modli się za każdego, do Pana unosi się zgodny chór proszący w Jego imię. Czyż taka modlitwa może pozostać niewysłuchana? Jeśli składamy swoje CV do jakiejś firmy na wymarzone stanowisko, a do dyrektora pójdzie pracownik tego przedsiębiorstwa, który nas zna i zarekomenduje, czy nie mamy większej szansy na zdobycie tej pracy? A jeśli do tego samego dyrektora pójdzie kilka czy kilkanaście osób i przedstawi nas w dobrym świetle, czy nie jest właściwie pewne, że szef tej firmy zostanie przekonany i zatrudni nas?
Jeśli jednak wszystkie te argumenty nie przemawiają do nas, niech przemówi fakt, że modlitwa za innych o wiele bardziej przysłuży się nam samym, niż modlitwa, którą zanosimy we własnych intencjach. W tym miejscu mogę przytoczyć świadectwo.
Był czas, że bardzo mocno bolały mnie stawy prawej dłoni. Nie mogłam niczego w niej utrzymać i właściwie służyła jedynie do nadawania kierunku lewej ręce. Przyszedł okres Wielkiego Postu i każdego dnia modliłam się rozważaniem godzin męki Pańskiej wg św. Luizy Piccaretty, w którym jest m.in. fragment modlitwy za chorych z bólem kończyn. Modliłam się więc za wielu ludzi, nie tylko za osoby z mojej wspólnoty, jednak w trakcie modlitwy nie myślałam nawet przez chwilę o sobie i swoim niedomaganiu. Tymczasem pewnego dnia odkryłam, że moja ręka została uzdrowiona i mogę się nią swobodnie posługiwać. Nawet nie zauważyłam, kiedy dokładnie nastąpił cud.

Posługa wzajemnej modlitwy we wspólnocie to jednoznaczny, prosty akt miłości i troski wobec bliźnich oraz wierności słowu Bożemu: „Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe” (Ga 6, 2). To także wyraz naszej odpowiedzialności i dojrzałego podejścia do uczestnictwa we wspólnocie katolickiej, ale jednocześnie to też łaska i przywilej. Moim zdaniem, jest to jedna z najpiękniejszych posług i jednocześnie jedna z najłatwiejszych: o ileż przecież łatwiej modlić się za przyjaciół, niż za tych, którzy wyrządzili nam krzywdę?
Na koniec chciałabym przytoczyć obraz z Ewangelii św. Jana – fragment modlitwy arcykapłańskiej Chrystusa. W momencie, gdy zbliżała się godzina Jego śmierci, Jezus skupił się na tych, którzy byli dla Niego najbliżsi, czyli na przyjaciołach, którzy trwali przy Nim przez 3 lata i w pierwszej chwili to właśnie ich zawierzył Ojcu: „Ja za nimi proszę, nie proszę za światem, ale za tymi, których mi dałeś, ponieważ są Twoimi” (J 17, 9-18).
I wreszcie, tak po prostu… „(Bóg) zawierzył każdemu wszystkich i wszystkim każdego.” – „Przekroczyć próg nadziei”, św. Jan Paweł II.
Artykuł opublikowany w kwartalniku Zeszyty Odnowy w Duchu Świętym 185/2025
Comments