Seminarium o słuchaniu

Zeszyty Odnowy
Typografia
  • Mniejsza Mała Średnia Duża Największa
  • Domyślnie Helvetica Segoe Georgia Times

SEMINARIUM O SŁUCHANIU
Katecheza 1. Bóg mówi do nas. Słowo Boże jest cudownym darem
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – Boży Syn. Bóg Ojciec, wskazując na Niego, mówi do nas „Jego słuchajcie”. Niech naszą odpowiedzią będzie udział w tym seminarium, które ma nam pomóc w uważnym słuchaniu naszego Pana i Zbawcy. Seminarium to składa się z kilku ważnych elementów. Pierwszym jest modlitwa do Ducha Świętego, którą rozpoczynamy każde spotkanie wspólnoty.

Dzięki Duchowi Świętemu stajemy w Bożej obecności, ponieważ to On nas gromadzi, aby obdarzać swoją łaską, natomiast bez Niego na próżno się trudzimy, usiłując ludzkimi siłami dotknąć rzeczywistości nadprzyrodzonej. Po modlitwie jest czas na dzielenie się w małych grupach tym, co odkryliśmy i czego doświadczyliśmy podczas swojego spotkania z Bogiem w Jego słowie.

Pomyślmy, jak ważne jest rozważanie słowa Bożego codziennie, skoro jedynym sposobem budowania prawdziwej relacji z Jezusem jest nasza wierność, spotykanie się z Nim. Katecheza nie zastępuje nam dialogu z Bogiem, a tylko wprowadza nas w treści danego tygodnia i przygotowuje do uczynienia kolejnego kroku wiary na naszej drodze stawania się uczniem Jezusa. Wszystkie katechezy tego seminarium mają podwójny tytuł i zawsze chodzi o to, aby od pewnej teorii przejść do konkretnej praktyki, od zrozumienia do działania, od poznania prawdy do przyjęcia ofiarowanej nam przez Boga łaski. Dopiero wtedy pojawią się w naszym życiu pokój, miłość, radość i inne duchowe owoce. Poprośmy wspólnie Boga o to, czego potrzebujemy dzisiaj:

Bądź uwielbiony, Panie Jezu! Wierzymy, że jesteś z nami, ale trudno jest nam usłyszeć i zrozumieć, co do nas mówisz. Dlatego prosimy Cię, poślij do naszych serc Twojego Ducha. Duchu Święty – pomóż nam pokonywać wszelkie przeszkody i pokusy, które usiłują pozbawić nas cudu spotkania z Bogiem. Rozpal w nas pragnienie słuchania i udziel nam daru mądrości, byśmy przyjęli to, co Bóg w swojej wielkiej miłości przygotował dla nas. Amen.  

Temat pierwszej katechezy brzmi: „Bóg mówi do nas. Słowo Boże jest cudownym darem”. Celem naszej duchowej pracy w tym tygodniu jest przejście od teoretycznej wiedzy o tym, że Bóg jest Osobą i ma możliwość komunikowania się z nami, do poznania, czym jest słowo Boże dla nas, i nabycia umiejętności takiego przyjmowania go, aby nas przemieniało. Jest to podstawowy krok wiary (czyli bardzo ważny) i dlatego chcąc go uczynić, napotkamy liczne przeszkody, z których istnienia nawet nie zdajemy sobie sprawy. Najpierw potrzebujemy uświadomić sobie, na czym one polegają, aby móc je pokonać.

Fundamentalny błąd polega na traktowaniu wiary w Chrystusa jak jednej z wielu religii naturalnych (które powstały jako skutek ludzkich rozważań na temat otaczającego nas świata) lub starożytnych systemów filozoficznych. Taka postawa z samego założenia neguje możliwość nawiązania dialogu między Bogiem i człowiekiem. Natomiast prawdziwy, żywy Bóg mówił do ludzi, ponieważ inaczej nic byśmy o Nim nie wiedzieli.

W przeciwieństwie do religii naturalnych, chrześcijaństwo jest oparte na Objawieniu, czyli na prawdzie, którą Bóg sam ludziom przekazał. Wiele z tego, co Bóg objawił, dosłownie nie mieści się nam w głowie, ponieważ przekracza to zdolności ludzkiego rozumu. Do poznania prawd objawionych nie możemy sami dojść na drodze ludzkiego rozumowania, możemy tylko te prawdy przyjąć albo odrzucić. Dlatego tak wielką wagę przywiązujemy do tego, czy wiarygodny jest Ten, który nam je ogłasza. Zatem ogromne znaczenie ma poznanie życia (nauczania i czynów) Jezusa Chrystusa, ponieważ to, czy jest On godny wiary, decyduje o wszystkim.

Jeżeli jest Synem Bożym, to warto zostać Jego uczniem i podążać za Nim, ufając obietnicy, którą dał uczniom, że wskrzesi swoich przyjaciół i obdarzy ich życiem wiecznym w Bożym Królestwie. Jeżeli nie jest Bogiem, to nie jest też Zbawcą, a to, co obiecuje, nigdy nie stanie się naszym udziałem. Dlatego wielu inteligentnych ludzi przeprowadziło własne, bardzo szczegółowe śledztwa w sprawie wiarygodności Jezusa. Sprawdzali wewnętrzną spójność tego, czego Jezus nauczał, szukając braku konsekwencji w Jego rozumowaniu i działaniu. Brali pod uwagę hipotezę fanatyzmu religijnego albo obłędu, wszak stosował do siebie imię Boga jako swoje własne i domagał się, by wierzyć w Niego (zob. J 8, 23-24. J 14, 1).

Porównywali prorockie zapowiedzi Starego Testamentu dotyczące życia i charakteru Mesjasza, z postawą Jezusa wobec ludzi. Analizowali wydarzenia, na które jako człowiek nie miał wpływu (narodzenie w określonej linii potomków Izraela, w Betlejem, szczegóły dotyczące zdrady i śmierci, jak dzielenie szat, przebicie serca itd.) Badali wiarygodność Biblii jako źródła historycznego (dochodząc w końcu do wniosku, że nie ma ona równego sobie zbioru pism kopiowanych ręcznie do czasu wynalezienia druku).

Badali wiarygodność świadków zmartwychwstania Jezusa, jednak fakt, że niemal wszyscy Apostołowie przypieczętowali głoszoną przez siebie prawdę męczeńską śmiercią, mówi sam za siebie. W końcu ci sceptyczni ludzie, którzy przeważnie rozpoczynali swoje dochodzenie z negatywnym nastawieniem, stawali przed decyzją wiary, czyli udzieleniem konkretnej odpowiedzi na wezwanie Jezusa, by podążać za Nim. Dzięki własnej intelektualnej uczciwości mogli szczerze zawierzyć swoje życie Jezusowi i stawać się Jego uczniami. Dziś możemy skorzystać z owoców ich pracy, ale też każdy z nas może przeprowadzić swoje własne dochodzenie, ponieważ rzetelne poszukiwanie prawdy zawsze przynosi dobre owoce i prowadzi do spotkania z Chrystusem.   

Najprawdopodobniej jednak większość z nas (formujących się we wspólnotach Odnowy) nie podejmie tego wysiłku, ponieważ wierzymy w to, że Bóg jest Osobą i jako wszechobecny i wszechmogący potrafi przemówić do swojego stworzenia. Inaczej czy można byłoby nazwać Go Bogiem? Problem w zdaniu „Bóg mówi do nas” dotyczy raczej zwrotu „do nas”. Często jesteśmy skłonni przyznać, że słyszeli Go wielcy święci i mistycy, a nawet niektórzy współcześni nam ludzie, ale wątpimy w to, że my sami możemy Boga usłyszeć.

Przeważnie dzieje się tak dlatego, gdyż wyobrażamy sobie, że chodzi o jakiś głos, który słyszy się jako dźwięk odbierany ludzkimi uszami. Wyjaśnienie, że jest to głos wewnątrz nas, myśl, o której wiemy, że przyszła z zewnątrz i ma wyraźnie określoną treść (do czegoś nas zachęca, coś proponuje, o czymś zapewnia itd.) natychmiast budzi pytanie o to, od kogo ona pochodzi i jak to zbadać.

Tym tematem zajmiemy się w przyszłym tygodniu, a tymczasem niech wystarczy nam wskazówka, że we właściwym zrozumieniu tego, co Jezus do nas mówi, najlepszą pomocą jest rozważanie słowa Bożego we wspólnocie Kościoła. Może to być krąg biblijny, nasza wspólnota modlitewna czy mała grupka dzielenia, gdzie jest ktoś (animator, ksiądz), kto dobrze zna Pismo Święte i może nam wskazać fragment, który odpowie na nasze wątpliwości.  

W tym tygodniu zajmiemy się inną przeszkodą, która zamyka nasze duchowe uszy na słowo Boże. Najczęściej jest nią zniechęcenie (często nazywamy je brakiem czasu). Ma ono swoje korzenie w grzechu lenistwa i egoizmu. To one sprawiają, że wolimy przyjemności i rozrywki, które nie potrzebują używania rozumu i skupienia uwagi na kimś innym niż my sami (naszym „ja, moje, dla mnie, sama i sobie”).

Słuchanie Boga wymaga od nas wysiłku porzucenia postawy publiczności i wyjścia z hałasu zewnętrznego (zgiełku świata, mediów). Stajemy się zdolni do budowania relacji z innymi osobami, dopiero gdy znajdziemy się w przestrzeni ciszy i pokoju wewnętrznego. Brak chęci słuchania Boga wynika także z obawy przed tym, co możemy usłyszeć, ponieważ wolimy słodkie kłamstwa (iluzje, że jesteśmy wspaniali) niż gorzką prawdę (o naszej grzeszności i potrzebie nawrócenia). Mówiąc wprost: nie słyszymy, ponieważ nie chcemy słuchać.

Z doświadczenia w dziedzinie komunikacji międzyludzkiej doskonale wiemy, że nikt nie jest tak bardzo głuchy jak ten, kto czegoś nie chce usłyszeć, i nikt nie jest tak ślepy jak ten, kto nie chce czegoś dostrzec. Znamy również zjawisko słuchania wybiórczego, czyli zapamiętywania i powtarzania tylko tego, co potwierdza nasze własne przekonania i dowartościowuje nas w oczach innych osób.

Czasami możemy spotykać ludzi, którzy potrafią słuchać innych z uwagą, ale oni niestety najczęściej wszystko, co słyszą, traktują jako jedną z wielu teorii, ponieważ uważają, że każdy ma swoją prawdę. Chętnie dyskutują dla ćwiczenia się w sztuce argumentowania, ale nie zamierzają się angażować, pozostają zdystansowani, tolerancyjni i obojętni. W gronie bliskich i przyjaciół zdarza się, że ktoś życzliwy słucha drugiego człowieka z wrażliwością i współczuciem, a potem stara się mu pomóc, usiłuje zaradzić jego biedzie, na ile mieści się to w jego możliwościach. Jest to bardzo dobry sposób słuchania ludzi, ale w słuchaniu Boga chodzi jednak o zupełnie inną postawę.   

Z jakim nastawieniem powinniśmy słuchać Boga, aby wyraźnie usłyszeć to, co do nas mówi? Bardzo trudno jest tę właściwą postawę opisać, ponieważ nie ma ona swojego odpowiednika w żadnej innej relacji. Możemy tylko w pewnym przybliżeniu wskazać na jakieś podobieństwa.

Po pierwsze, możemy porównać ją do postawy ciężko chorego pacjenta, który świadomy swojego stanu (poważnego zagrożenia życia) udaje się dobrego lekarza (który innych ludzi z tej choroby wyleczył). Chodzi o ten wyjątkowy sposób, w jaki chory teraz tego lekarza słucha. Robi to z wielką uwagą, szczerym pragnieniem zrozumienia jego wskazówek i z nastawieniem na dokładne ich zastosowanie, nawet jeżeli będzie to wymagało trudu i sprawiało ból. Jest w tym pewna determinacja, ponieważ wie, jak bardzo potrzebuje pomocy i wysoko sobie ceni pomoc tego lekarza.

W stosunku do Boga (który jest jedynym Lekarzem ludzkich dusz zagrożonych śmiercią wieczną) taką postawę przyjmują ludzie, którzy odkryli, jak bardzo grzech zniszczył ich relacje z bliskimi (i samymi sobą), czyniąc ich niewolnikami nałogów (alkoholizmu, narkomani, pornografii itp.) oraz ludźmi bezsilnymi wobec swoich wad: szarpiącego ich gniewu, chorobliwej zazdrości, złośliwości, narzekania, kłamstw czy kradzieży.

Niestety, dopóki nie jest to najcięższe stadium „choroby grzechu”, większość ludzi lekceważy swój stan, ponieważ porównuje się z innymi grzesznikami (a nie z Jezusem, na którego obraz jesteśmy stworzeni) i nie widzi, jak bardzo sami są zdeformowani przez zło. Dzięki Duchowi Świętemu możemy ujrzeć, jaki jest obecny stan naszego duchowego zdrowia, jeżeli tylko poprosimy Boga o światło prawdy. Wówczas zanurzeni w Jego miłości możemy przyjąć słowo Boże, które ma moc uwolnienia nas od zła, oczyszczenia z grzechu, uzdrowienia i uświęcenia duszy.  

To mocą swojego słowa Bóg powołał do istnienia wszystko i dziś nadal dokonuje swoich dzieł. Słowo Boże ma ogromną moc, jednak Bóg nie traktuje nas przedmiotowo, nie narusza naszej wolnej woli i dlatego w naszym życiu działa ono dopiero wtedy, gdy je przyjmujemy. Niestety wiele osób odrzuca lub ignoruje słowo Boże, ponieważ z zewnątrz wygląda ono jak zwykłe ludzkie słowa. Tymczasem o to, czy je przyjmiemy, toczy się wielka walka duchowa.

W krajach, gdzie zły duch ma wpływ na rządzących państwem, posiadanie Biblii karane jest śmiercią lub więzieniem. W miejscach, gdzie istnieje tolerancja religijna, usiłuje on oderwać ludzi od lektury Pisma Świętego albo podsuwając im atrakcyjne rozrywki, albo wyśmiewając i szkalując tych, którzy słowo rozważają. Zaciętość w walce o przyjęcie lub odrzucenie Bożego słowa wskazuje na to, jak bardzo jest ono dla nas cenne i jak groźne jest dla przeciwnika naszego zbawienia.

Drugą postawę, która wskazuje nam, w jaki sposób powinniśmy przyjmować słowo Boże, możemy zobaczyć w zachowaniu małego dziecka, które z zachwytem obserwuje pracę swojego wspaniałego ojca. Ogromną radość sprawia mu pomaganie ojcu, słuchanie i uczenie się od niego, nabywanie coraz to innych umiejętności, naśladowanie go we wszystkim. Nasz Ojciec w niebie jest nieskończenie mądry i naprawdę zna się na wszystkim.

Czy i my nie powinniśmy, jak to dziecko, całkowicie polegać na Jego mądrości i cieszyć się tym, że chce nas uczyć, prowadzić, kształtować na swoje podobieństwo?  Jezus zachęca nas do przyjęcia takiej właśnie postawy dziecka ufającego Bogu Ojcu bezgranicznie. Nie chodzi o infantylizm i bierność, ale o zaangażowanie się całym sobą w relację miłości, o przyjmowanie łaski i wzrastanie w mądrości, którą Bóg nas obdarza. Chodzi o to, by nawet w chwilach trudnych zaufać bardziej Bogu niż sobie.

Zobaczmy to na przykładzie apostołów.
Łk 5, 1-11. „Pewnego razu – gdy tłum cisnął się do Niego, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów! A Szymon odpowiedział: Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny. I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim”. 

Jezus proponuje Piotrowi, aby w środku dnia zarzucił sieci na połów, co po ludzku wydaje się rzeczą absurdalną. Piotr jest rybakiem i wie, że o tej porze nie da się nic złowić. Jest zmęczony po całej nocy spędzonej na połowie, który był tylko bezowocnym wysiłkiem. Przez ostatnie kilka godzin czyścił sieci z wodorostów i jeżeli je teraz zarzuci, to znowu będzie musiał je oczyścić.

Czy nie rozsądniej byłoby pójść do domu na posiłek i odpocząć przed kolejnym nocnym połowem? Ten, który stoi przed nim, nie jest rybakiem, może cieślą, może nauczycielem, ale z pewnością nie rybakiem. Dlaczego zatem Piotr odpowiada: „Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”? Dlaczego podejmuje tak szaloną decyzję i trud pomimo zniechęcenia i zmęczenia?

Jedynym powodem jest to, że wcześniej słuchał tego, co Jezus głosił ludowi z jego łodzi. Słuchał i rozważał, przyjmował słowa Jezusa w prostocie serca i pojął, że ta nauka dotyka jego wnętrza – dlatego zwraca się do Jezusa „Mistrzu” i uznaje Jego autorytet. Po takim słuchaniu rodzi się w nim posłuszeństwo oparte na zaufaniu duchowym, a nie przekonaniu intelektualnym zbudowanym przy pomocy ludzkich racji. Nagrodą za to posłuszeństwo, jego konsekwencją, jest obfity połów ryb. 

Przyjrzyjmy się postawie Piotra. Wyraża się ona w słuchaniu, zaufaniu, odpowiedzi na wezwanie, posłuszeństwie i podjęciu działania. Jakie taka postawa przynosi owoce? Wielki połów to dopiero początek, to znak, który otwiera Piotrowi (i pozostałym rybakom) oczy na inną rzeczywistość, aby ostatecznie całkowicie zmienić ich życie. Po pierwsze, Piotr odkrywa, że Jezus mocą Bożą dokonał cudu, aby go obdarzyć dobrem, którego pragnął.

Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że nie jest godny tej łaski, ponieważ jest grzesznikiem. Oddaje pokłon Temu, który w jego oczach jest mężem Bożym, i wyznaje prawdę o sobie, przekonany, że Mistrz odejdzie. Tymczasem zostaje zaproszony do wspólnej wędrówki i do dzieła, którego jeszcze nie pojmuje. Wie tylko, że może zostać uczniem takiego Nauczyciela!

To przerasta wszystkie jego plany, oczekiwania i pragnienia. Jeszcze nie wie, jak niezwykła czeka go droga, jaką osobą uczyni go bliska relacja z Jezusem. Jezus mówi mu, kim się stanie, a on, choć tego nie rozumie, robi kolejny krok wiary, po raz drugi odpowiada na słowa Jezusa z takim samym posłuszeństwem serca. Tym razem czyni to natychmiast, z radością i zdecydowaniem. Swoją postawą pociąga innych, którzy byli z nim. Po dwóch tysiącach lat widzimy już bardzo wyraźnie, jak wiele słuchanie słów Jezusa i szczera odpowiedź na Jego wezwania zmieniły w życiu Piotra i w dziejach świata. Wyciągnijmy z tego wnioski dla nas.

Zobaczmy, czy tak jak Piotr pozwalamy, żeby Jezus był obecny w naszej pracy, by wszedł do łódki naszego życia? Czy raczej uważamy, że Jego miejsce jest tylko w kościele? Czy słuchamy tego, co On sam pragnie nam przekazać jako najważniejszą prawdę, z którą posłał Go Bóg Ojciec, czy wymagamy, aby odpowiadał tylko na nasze pytania? Wiele osób podczas wykonywania prostych czynności (gotowania, jazdy autem itp.) słucha muzyki lub wiadomości ze świata, ale są i tacy, którzy korzystają z tego czasu, żeby poznać treść Ewangelii (obecnie jest bezpłatnie dostępna w wersji audio).

Nawet takie słuchanie mimochodem zanurza nas w innej duchowej przestrzeni niż ta, którą włada duch tego świata. Po pewnym czasie jesteśmy w stanie rozpoznać, co jest prawdą i dobrem, a co tylko reklamą i pozorem dobra, uczymy się coraz lepiej słuchać, patrzeć i przechowywać słowo Boże w swojej pamięci. Jezus obiecał uczniom, że Duch Święty we właściwym momencie przypomni im Jego słowa i doprowadzi ich do pełni prawdy, ale żeby ta obietnica mogła wypełnić się także w naszym życiu, potrzebujemy najpierw otworzyć swoje uszy i serce na Jego nauczanie.

Zdarza się wówczas, że niektóre zdania poruszają nas szczególnie, rozpoznajemy je jako skierowane do nas osobiście. Podobnie jak Piotr zostajemy zaproszeni do zaufania Jezusowi i uczynienia czegoś zwykłego (co znamy i umiemy) po to, aby Bóg mógł na obdarować jakimś dobrem. Zauważmy, że każdy cud składa się z czterech elementów: potrzeby, słowa Bożego, naszej wiary, czyli pozytywnej odpowiedzi i działania mocy Bożej. Tak było w sytuacji połowu ryb (brak ryb, polecenia zarzucenia sieci, wiara i posłuszeństwo Piotra, a dziełem Bożym jest obfitość ryb) i na weselu w Kanie Galilejskiej (brak wina, polecenie napełnienia stągwi wodą, wiara Maryi i posłuszeństwo sług, a dziełem Boga jest obfitość wina najwyższej jakości).

W ten sam sposób cuda napełniają nasze życie, gdy zapraszamy Jezusa do wszystkich swoich spraw, dając Mu prawo do „wtrącania się” i uważnie Go słuchając. Bez słuchania Boga nie ma wiary, ponieważ wiara jest  odpowiedzią na Jego słowa, odpowiedzią pełną zaufania, posłuszeństwem serca, podjęciem współpracy z Jego łaską.    

Rozpoznawanie działania Boga w naszym życiu, oglądanie Jego cudów, pozwala nam odkrywać, jaki jest Jezus, kim jest i kim my sami jesteśmy. Wtedy możemy tak jak Piotr wyznać naszą grzeszność i oddać Mu pokłon, odnaleźć swoje właściwe miejsce: stworzenia przed swoim Stwórcą, grzesznika przed Świętym Bogiem. To odkrycie powinno nami wstrząsnąć, o ile potrafimy uświadomić sobie tę ogromną różnicę między nami i Bogiem.

Podobnej wielkości jest różnica między słowem Bożym a naszymi słowami. Słowo, które wypowiada Bóg, ma nieskończenie większą moc niż wszystkie ludzkie słowa razem wzięte. Nie jesteśmy w stanie Boga pojąć, ale możemy Go słuchać i pójść za Jezusem, aby nas poprowadził do swojego Królestwa. Ta wędrówka nie polega na przemierzaniu kilometrów, lecz na krokach wiary, czyli przyjmowaniu i wypełnianiu Jego słowa. Mocą słowa Bóg nas uwalnia od zła, oczyszcza z grzechu, ożywia i uświęca po to, byśmy stali się prawdziwie dziećmi Bożymi, podobnymi do Jezusa, zdolnymi do życia wiecznego w miłującej obecności Trójcy Świętej. Tak wyglądała droga wiary Maryi i Apostołów oraz ogromnej rzeszy innych ludzi, którzy odpowiedzieli na słowa Jezusa „Niech mi się stanie” i pozostali wierni Jemu do końca swojej ziemskiej wędrówki.

Teraz jest czas naszych decyzji. Co powinniśmy zrobić, aby nie zatrzymać się na samej teoretycznej wiedzy? Jak konkretnie powinien wyglądać ten pierwszy krok wiary, który możemy uczynić w tym tygodniu?  

Przede wszystkim chodzi o naszą postawę wobec słowa, które Bóg kieruje do nas – czy je cenimy? W praktyce wyraża się to dbaniem o to, co otrzymaliśmy, tak jak dbamy o cenne prezenty od bliskich nam osób. Słowa Boga są dla nas takim bezcennym darem. Gdy ktoś ważny dla nas powie jakieś zdanie, potrafimy pamiętać je latami, wspominać i rozważać, co miał na myśli, co chciał przez to wyrazić.

Zatem zacznijmy od tego, że będziemy zbierać słowa skierowane do nas przez Boga. Możemy podkreślać je w swojej Biblii albo przepisać do osobistego dziennika duchowego (razem z datą i miejscem, opisem sytuacji itd.). Niektóre osoby drukują taki werset i umieszczają w miejscu, gdzie spędzają dużo czasu, aby móc tym słowem się pokrzepiać. Nie chodzi o to, aby teraz kartkować Biblię i wybierać to, co chcemy usłyszeć, ale o przypomnienie sobie (na modlitwie) tych słów, które szczególnie nas poruszyły i zapadły w nasze serce. Mogło się to stać podczas modlitwy osobistej lub wspólnej (brewiarz), albo wstawienniczej. Może był to fragment Ewangelii cytowany i omawiany na rekolekcjach lub dzieliliśmy się nim w małej grupce, albo sami rozważaliśmy go podczas jednego z seminariów.

Czasami jest to jakieś słowo z dnia, które jest czytane podczas Mszy świętej. Niestety wiele osób nie potrafi skupić się w kościele. Istnieje taka opowieść o pobożnym panu Janie, który widząc, że hostia minęła się z jego ustami, rzuca się jak bramkarz na ziemię i łapie ją, aby nie upadła. Tymczasem słowa Bożego nie łapie. Podczas liturgii słowa jego umysł jest zajęty innymi „ważniejszymi” sprawami. Jezus przychodzi do nas pod postacią słowa i ciała, ale pan Jan to słowo ignoruje, pozwala, aby upadło na posadzkę i zostało porzucone, podobnie jak jego Biblia leżąca na półce pod grubą warstwą kurzu. Nie bierzmy przykładu z pana Jana.

W tym tygodniu mamy okazję głębiej zastanowić się nad tym, jakim darem jest słowo, które otrzymaliśmy od Boga. Zaczynamy od szukania odpowiedzi na pytania: Czym to słowo jest dla nas i co może uczynić? Jak zmienia ono tych, którzy je przyjmują? Na czym konkretnie polega przyjęcie go? Gdy znajdziemy odpowiedzi na te pytania, obudzi się w nas pragnienie podobne do tego, które pobudza do działania odkrywców zapomnianych miejsc i ukrytych w nich skarbów albo poszukiwaczy szlachetnych kamieni czy poławiaczy pięknych pereł. Wiedząc, jak cenne duchowe skarby zawierają słowa Boga, nie będziemy zastanawiali się nad tym, czy warto podjąć trud ich odkrywania.

W życiu duchowym, podobnie jak w biologicznym, potrzebujemy czasu na rozwój, przechodzimy pewne etapy i uczymy się poznawać otaczającą nas rzeczywistość. Rodzimy się ślepi i powoli odkrywamy to, z czym się stykamy, a im więcej rzeczy umiemy nazwać, tym łatwiej jest nam o nie prosić i otrzymać. Poznawanie duchowej rzeczywistości jest bardzo ważne, ponieważ tak już jest, że czego nie znamy, tego nie pragniemy, a czego nie cenimy, tego nie kochamy, więc ani tego nie szukamy, ani o to nie prosimy.

Zdarza się, że oddajemy oszustowi to, co jest naprawdę cenne, za byle świecidełka. Zróbmy w tym tygodniu przegląd otrzymanych darów, przyjrzyjmy się im uważnie i skorzystajmy z ich duchowej mocy według tego, czym dla nas miały być. Spożywajmy te słowa, które są pokarmem dla naszej duszy, będące światłem wnieśmy tam, gdzie są jakieś ciemności, trzymajmy w pogotowiu słowa, które są bronią przed napaścią zła. Jeżeli nie potrafimy ich odnaleźć, przypomnieć sobie, gdzie je zgubiliśmy, to poprośmy Boga o nie ponownie i dbajmy o to, by je zachować.

Ważniejsze jednak od tych darów jest poznanie samego ich Dawcy, ponieważ celem naszego życia nie jest nagromadzenie dóbr i podziwianie ich, porównywanie ich z tym, co mają inni. Wszystkie otrzymane od Boga słowa są nam dane, abyśmy nie zginęli w drodze: nie pomarli z pragnienia i głodu, nie pobłądzili, obronili się przed drapieżnikami, szli razem, a nie samotnie.

Celem tej duchowej wędrówki jest dotarcie do domu, tam, gdzie z tęsknotą oczekuje nas Bóg, Ojciec Jezusa i nasz. To On posłał Jezusa i Ducha Świętego, by nas prowadzili i udzielali nam wszelkiej pomocy właśnie przez dary obecne w mocy słowa Bożego. Pomyśl, co byłoby dla Ciebie ważniejsze, gdyby ktoś zaprosił Cię do zamieszkania z nim na zawsze w jego domu, gdzieś daleko od miejsca, które znasz. Dowiadujesz się, że Twoja obecna ojczyzna wkrótce przestanie istnieć (przemija postać tego świata) i ktoś przysyła ci ekwipunek na drogę i swego syna jako przewodnika, który ma wskazać ci dobry szlak. Co wtedy uznałbyś za najważniejsze?

Ja przede wszystkim pytałabym syna o to, jaki jest jego ojciec, dlaczego chce mi pomóc. Tobie także proponuję zastanowić się nad tym: Dlaczego Bóg do nas mówi, jakie są Jego motywacje? Po co do nas mówi – jakie są Jego intencje? Gdy znajdziemy odpowiedzi na te pytania, będziemy mogli podjąć decyzję, czy chcemy iść za Jezusem. A iść za Nim to znaczy słuchać słowa Bożego i ufając mądrości i miłości Boga, z wdzięcznością je przyjmować. „To Duch daje życie; ciało na nic się nie zda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są Duchem i Życiem” – wyjaśnia nam Jezus, który wielokrotnie upominał uczniów, aby nie martwili się zbytnio o dobra doczesne, ale przede wszystkim szukali królestwa Bożego.

„Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata. Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki”. Wyjaśnia nam św. Jan, który umiał słuchać i rozważać słowa swojego umiłowanego mistrza, ponieważ najlepiej słyszy się sercem, czyli w prawdziwej więzi przyjaźni. Poprośmy we wspólnej modlitwie, aby Duch Święty przypominał nam o tym i udzielał nam swojej pomocy.

Duchu Święty – pomóż nam pokonywać wszelkie przeszkody i pokusy, które usiłują pozbawić nas cudu spotkania z Bogiem. Rozpal w nas pragnienie słuchania Jezusa i przyjmowania słowa Bożego. Udziel nam daru mądrości, daru odróżniania tego, co przemija, od tego, co jest wieczne. Napełnij nasze serca wiarą i nadzieją, byśmy przyjęli to, co Bóg w swojej wielkiej miłości przygotował dla nas. Amen.  
 

Informacja o plikach cookie

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.